wtorek, 22 kwietnia 2014

Perry Miniatures British Legion - inbox

Podpułkownik Banastre Tarleton,
portret namalowany przez Joshua Reynodls'a w 1782 roku.
  Porządna armia nie może się obejść bez kawalerii, choćby miała ona jedynie dodawać jedynie blichtru armii na stole. Jazda nie była nazbyt popularna podczas Amerykańskiej Wojny o Niepodległość - była za droga dla Kolonistów, natomiast Brytyjczycy mieli trudności z transportem konni przez morze i musieli zdobywać poniekąd rumaki "na miejscu" co też wiązało się z ryzykiem. Oprócz tego warunki terenowe (gęste lasy) nie sprzyjały użyciu jazdy na szerszą skalę. Mimo wszystko pojawiło się po obydwóch stronach kilka z różnych względów ciekawych oddziałów jak francuski Legion Lauzuna, Legion Pułaskiego czy brunszwicki regiment dragonów księcia Friedricha (wybitym pod Bennington, w trakcie wyprawy "po konie").

   Jako, że składam stronę brytyjsko-niemiecką miałem dość szeroki wybór jednostek, każda w typowym dla siebie mundurze.
W grę wchodziły cztery najbardziej znane regimenty: 16 i 17 brytyjskich lekkich dragonów, huzarzy z lojalistycznych Queen's Rangersów (warto tutaj nadmienić iż Perry Miniatures produkuje wszystko co potrzebne do złożenia tego oddziału czyli fizylierów, grenadierów i piechotę lekką plus dragonów i huzarów). Nie mogło też zabraknąć oczywiście osławionego lojalistycznego British Legionu pułkownika Tarletona - postaci, która doczekała się wielu różnych książek, a nawet filmu "Patriota", gdzie po dokonaniu "kilku małych korekt" szarżuje jako William Tavington i daje się zabić Martinowi-Gibsonowi. Cóż, pułkownik miał pecha (i jednocześnie szczęście) gdyż rebelianci w ramach wojny propagandowej i podnoszenia morale uczynili z niego symbol, Głównego Złego Brytyjczyka "do odstrzału"... co mimo wszystko im się nie udało. Opis historii oddziału znajdzie się przy okazji zamieszczenia na blogu figurek pomalowanego oddziału bo właśnie owy British Legion postanowiłem złożyć.


   Na figurki z racji świąt czekałem chwilę ale ostatecznie przybyły przed Świętami Wielkiej Nocy. Opakowanie takie jakie lubię, bez ceregieli, skromne i solidne spore czarne pudełeczko z grubej tektury napchane watą i meritum - figurkami. Nic nie uległo większemu uszkodzeniu.




                                                                 
   Blisterki pakowane po trzech konnych, w każdym trzy różne koniki. Nie mam do nich zastrzeżeń, są po prostu ładne, bez przesunięć form i z małymi nadlewkami.
    Oto "grupa dowodzenia". Cóż, tutaj już można zauważyć wady. Po pierwsze twarze, co jest typowe dla Perrych. O ile Tarleton ma całkiem ładną to jego towarzysze są raczej brzydcy, krzywi i płascy. Gębę jeźdźca po lewej częściowo zasłania nadlewka z kasku.
Po drugie Tarletonowi brakuje charakterystycznego pióra na hełmie (można je łatwo dostrzec na portrecie pułkownika).
Po trzecie trzeba wspomnieć o braku karabinka przy boku jeźdźca co jest dość bulwersujące zważywszy iż mamy tutaj do czynienia z jednostką złożoną przynajmniej po części z dragonów. Mimo tego, że od wydania minęło sporo czasu nie doczekali się tutaj korekty chociażby w postaci dodania brakujących elementów "luzem" do samodzielnego montażu (co nie jest temu wydawcy znowu obce).
    Reszta sprawia wrażenie jak najbardziej pozytywne, detal jest bardzo wyraźny, nie zabrakło nawet ułatwień w postaci "rowków na kreski".


Blister szeregowych jeźdźców.  Częściowo te same wady co w dowódczym, trochę monotonne pozy. Nieco nadlewek ale niewielkich, łatwych do usunięcia.









   Porównanie rozmiarów z Black Knightem z Games Workshopu.

2 komentarze:

  1. 'Tarleton's Quarter' nie wzięło się z powietrza, więc to nie tylko propaganda ;)
    BTW - na obrazie jest jeszcze jako podpułkownik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawiłem.
      Cóż, niewątpliwie niefortunne wypadki pod Waxhaws miały spory wpływ na zostanie symbolem zła.

      Usuń